Mam teorię, że niektórzy ludzie kochają być nieszczęśliwi. Żywią się smutkiem, ale po co? Czasem warto zadać sobie pytanie czy jestem szczęśliwy. Ja bez wahania mogę odpowiedzieć tak. Chociaż nie zawsze tak było. Zauważyłam tylko dziwną zależność, zawsze kiedy w moim życiu się układa zdarza mi się znaleźć czterolistną koniczynki. Wracając jednak do szczęścia...
Ono nas otacza, czyha w drobnych gestach, ciekawych rozmowach, nauce która spotyka nas każdego dnia. Jednakże żeby je znaleźć trzeba podjąć ryzyko, rozejrzeć się wokół siebie i po prostu się po nie schylić. Niestety często brakuje odwagi by podjąć walkę, zmienić coś co nam nie odpowiada. Paraliżuje nas strach lęk, i przystosowujemy się do bylejakości. Sama przez jakiś czas też dałam się jej opanować. Było mi źle, ale strach mnie blokował, a ja nie wyobrażałam sobie, iż mogło by być inaczej. Wręcz rozpaczliwie walczyłam, żeby w tej bylejakości pozostać. Dziś z perspektywy czasu, cholernie się cieszę, że wyrwałam się z tego błędnego koła. Dlatego nie warto trwać w byle jakiej pracy, czy związku. Po prostu należy o siebie walczyć by móc żyć pełnią życia.
Dziś mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że udało mi się w końcu odnaleźć spokój, ale nie rutynę. Znów czuje inspirację by tworzyć, robię rzeczy, które sprawiają mi przyjemność. W tym roku udało mi się nauczyć, ale też zobaczyć znacznie więcej niż w poprzednich latach. Co nie znaczy, że nie stawiam sobie nowych wyzwań. I czasem zdarzają się spadki nastroju. Od zawsze nienawidzę jesieni i ta szarość i ciągłe deszcze rozkładają mnie na łopatki, ale nawet to udało mi się w tym roku pokonać. Nie dałam się wpędzić pogodzie w ten jesienny marazm, chociaż nienawidzę tej dekadencji za oknem. Nie bez znaczenia jest posiadanie kogoś, kto drobnym gestem potrafi sprawić, że na twarzy pojawia się uśmiech, bo szczęście uwielbia się czaić w drobnych gestach. I chociaż zostały jeszcze dwa miesiące to już wiem, że to był dobry rok...